Fragment książki

Ariańskie ślady w Pęczelicach str. 32

Była późna jesień 1943 roku. Prace polowe dobiegały końca. Sąsiad Alfred Ząber pracował obok mnie, gdy nagle zobaczył uciekającego Borsuka. Pobiegliśmy za nim aż na Ostrą Górę. Borsuk wbił się w płytką norę, łatwo było go wyciągnąć. Okazało się, że nora to fragment sklepienia kolebkowego. Po powrocie do domu od razu odpowiedziałem matce o tym odkryciu. A ona opowiedziała mi ciekawą historię ze swojego życia. Miałam wtedy jakieś 12 lat. Było to około roku 1900. Bawiłam się z dziećmi na Ostrej Górze. Na samym szczycie góry zobaczyłam dziurę w ziemi, a w niej murowany grobowiec. Było tam 12 trumien z kloców drewnianych z wydłubanymi otworami w kształcie człowieka. Ludzie mówili, że to były trumny Arian splądrowane przez rabusiów.

… II Wojna Światowa str. 28

W wakacje 1939 roku pasłem dwie krowy u siostry w Żernikach prowadząc je na powrozach na działkę przy lesie widuchowskim. Pasłem sam, nikogo wokół mnie nie było. Musiałem jednak uważnie pilnować, aby żadna z krów nie weszła do lasu, bo gajowy mógłby je zabrać i żądać wykupu. Pod koniec sierpnia głośno mówiło się o wojnie. Kobiety płakały bo istniała obawa, że ich mężowie zostaną wcieleni do wojska. Pierwszego września słychać było wybuchy bomb. Samoloty z czarnymi krzyżami na skrzydłach latały zupełnie bezkarnie. Gdy trzeciego września wróciłem do domu we wsi było słychać płacz kobiet, których mężowie zostali zmobilizowani do wojska. W zagrodzie Jana Piły radio na baterie głośno grało. Słychać było przemówienie Marszałka Rydza Śmigłego. Mówił, że nasze wojska mężnie walczą odpierając siły wroga, że nie oddamy piędzi ziemi i ani jednego guzika od munduru. Czwartego września szosą Busko – Szczucin nieprzerwalnie przemieszczali się uchodźcy z zachodniej Polski. Ludzie jechali wozami konnymi, samochodami, a część z nich szła pieszo. Polnymi drogami przemieszczały się patrole naszego wojska. W czwartek siódmego września niemieckie kolumny zmotoryzowanej piechoty jechały szosą na wschód. Słychać było strzały z broni ręcznej i maszynowej. Na trasie przejazdu wybuchały pożary. Ludzie uciekali w popłochu…

…Bój pod Broniną str. 28

W sobotę dziewiątego września pododdziały 22 Dywizji Piechoty Górskiej maszerując z Buska w kierunku Stopnicy, we wsi Bronina, około 4 rano spotkały się z powracającą kolumną niemiecką. Doszło do zaciętej walki. Tak rozpoczął się bój spotkaniowy. Pododdziały niemieckie odskoczyły na pobliskie wzgórza broniąc się przed nadciągającymi batalionami 5 pułku piechoty. W wyniku tej bitwy obie strony poniosły duże straty. Po stronie niemieckiej było 50 zabitych a po stronie Polskiej 130. 6 Pułk piechoty przestał istnieć, a 5 – został przetrzebiony i pomaszerował na przeprawę pod Boronowem. Wśród miejscowej ludności krążyła plotka, że żołnierzy Wermachtu zginęło znacznie więcej ale zostali wywiezieni z pola walki. Na drugi dzień po bitwie, 10 września, dowództwo niemieckie rozwiesiło po wsiach obwieszczenie, że jeśli ktokolwiek weźmie broń z pola walki, to zostanie rozstrzelany. Później kiedy pasałem krowy, często w rowach znajdowałem zamki od karabinów i magazynki do nabojów lekkich karabinów maszynowych. Niektórzy znajdowali karabiny bez zamków albo z przetrąconą kolbą.

…Odwiedziny księdza Daniela str. 72

W roku 2003 z dalekiej Brazyli przybył do Pęczelic ks. Daniel Niemiec, który w 50 rocznicę święceń kapłańskich odbywał pielgrzymkę po Polsce. W kościele parafialnym w Szczaworyżu uhonorowano jubilata uroczystą mszą świętą obrazem przedstawiającym kościół szczaworyski, który namalował Waldemar Oleszczak. Jako senior w imieniu całej rodziny złożyłem jubilatowi życzenia zdrowia oraz dalszych sukcesów pracy w służbie Bogu i ludziom. Po uroczystościach kościelnych było skromne przyjęcie wydane na cześć gościa i rodziny. W serdecznej atmosferze wspominaliśmy rok 1944, kiedy to w obawie przed łapankami żandarmów niemieckich, każdego dnia chodziliśmy wieczorem na skały aby tam spać w jamach specjalnie wykopanych w skarpach. Wracaliśmy rano do domu, kiedy nie było słychać ujadania psów. Trwało to od maja do lipca.

…Jak stałem się sadownikiem str. 75

Gospodarze we wsi starali się rozwijać swoje gospodarstwa, aby sprostać wyzwaniom gospodarki wolnorynkowej. Można było zauważyć pęd do bogacenia się. Ale i gotowość do ciężkiej pracy. To stwierdzenie dotyczy również mnie i mojej żony. Kupowaliśmy ziemię z myślą o naszych córkach tworząc dla nich gospodarstwa. Przekształcaliśmy gospodarstwa wielokierunkowe na działalności specjalistyczne, czyli sadownicze. Drzewa sadziliśmy pod potrzeby rynku, to znaczy różne: morele, czereśnie, wiśnie, wczesne, średnie i późne śliwy, grusze a także nowoczesne odmiany jabłoni na specjalistycznych podkładkach o różnej porze dojrzewania. Ten wysiłek przyniósł efekty. Produkcja rosła. Mieliśmy zbyt na miejscu. Kupcy przyjeżdżali wprost do sadu po czereśnie, wiśnie, śliwy, a częściowo i po jabłka. Późne odmiany jabłek przechowywaliśmy w piwnicy pod domem mieszkalnym. W tej prowizorycznej przechowalni można było pomieścić jednak nie więcej jak 10 ton. W tej sytuacji zaistniała potrzeba budowy nowej przechowalni.

Scroll to Top